sobota, 7 grudnia 2013

91

Wyrwałam się na dwa dni z mojego Zaścianka do Stolicy. Było dla odmiany dosyć bezstresowo i poszło wszystko razem dosyć sprawnie. dzień pierwszy: dojazd, spotkanie, zakwaterowanie w hotelu i miły wieczór z drugim sezonem TRAWKI. Plan na drugi dzień pobytu był prosty: najpierw budowa, potem gdzieś miałam zrobić się na kobietę i pojechać na spotkanie z  Szefem do Mariotta.
Ale
Najpierw wpadłam do błota po kostki.  Na oko wydawało się, że będzie w tym miejscu dosyć stabilnie.. Nie było.. Zanim ogarnęliśmy się z Kudłatym z tym co mieliśmy do omówienie i obejrzenie w świetle dziennym, zrobiło się dosyć późno. Czasu wystarczyło mi tylko na zmianę butów w samochodzie i zdarcie odblaskowej kurteczki z grzbietu.Dżinsy,  które były uwalane  do samego pasa zmieniałam już w ubikacji w hotelu. Mało komfortowo. Reszta ciuchów do przebrania nie zmieściła się do torebki a nie było już czasu na bieganie między toaletą a samochodem.  Na ogół nie przeszkadza mi to, że biegam ubrana ciepło i wygodnie, w końcu ileś tam czasu spędzam na rześkim o tej porze roku powietrzu. Ale wśród tych ludzi w garsonkach i garniturach czułam się fatalnie. Moje kobiece ego cierpiało z powodu ciuchów.  Zastanawiałam się wchodząc do tego przybytku, czy mnie obsługa nie cofnie z informacją, że wejście dla personelu  sprzątającego jest z drugiej strony.
Pan Szef miał dłonie tak wypielęgnowane, jak ja już dawno nie miałam.  I to mnie dobiło.
Wracałam do domu poganiana przez Ksawerego.


Uroki budowy w zimie i dowód na kreatywność geodezji. Nikt im nie może przecież zarzucić, że nie zrobili tyczeń ( To różowe) .

1 komentarz:

moje-waterloo pisze...

W takich sytuajach trzeba czuć się"na miejscu". Noś coś z przekonaniem, a zaraz znajdą się naśladowcy.

Po prostu roztaczaj urok i czar. I niech Cię pocałują w... co tam chcesz. (Zależy czy byli przystojni).