piątek, 31 maja 2013

czwartek, 30 maja 2013

75

Przyjemny wiosenny dzień .
Zaległa lekcja włoskiego, lody z Najbliższymi, potem jeszcze spacer z Emi i Mężem.
Burza i deszcz.

środa, 29 maja 2013

74

Byłam dziś u fryzjera. No i mam doła.. jakaś taka ulizana wyszłam.. i sama nie wiem ...Ewentualne poprawki oznaczają obcięcie na zapałkę - co nie ukrywam, jest kuszącą wizją. Byłaby to tzw fryzura na " Matkę Boską".

****

Stwierdziłam również, że nie potrafię jednocześnie oszczędzać i się odchudzać. Jakoś te dwie rzeczy mi się nawzajem wykluczają. Albo się nawzajem kompensują. W efekcie, waga stoi w miejscu ( to ten wariant optymistyczny)  i jest pusto na koncie.

****
Na poczatku maja, Babcia Domowa - suocera po italiańsku- swoja drogą pewne nazwy w każdym języku brzmią wrednie - dała nam solidny kawał ogrodu do zagospodarowania. Miał byc cały ogród, ale babcię to przerosło a my nie wykazaliśmy odpowiedniego entuzjazmu. tzn nie krzykneliśmy huraaaa i nie wyciagneliśmy natychmiast z kieszeni gotowego projektu zagospodarowania, kosztorysu i wybranej firmy, która miałaby ten ogód zrobić " jakoś ładnie". Obecnie czekamy w napięciu na wzrost trawy i prowadzimy nierówną walkę z nornicami. Nornice wygrywają .   Potem się zobaczy co dalej.


Nie mam pojęcia, co to jest, ale ładnie kwitnie. Posadziłam cebylki mieczyków, dalii i jeszcze inne rzeczy. Ja sadziłam a Emi wykopywała.

A w te bardziej zimne dni, powstała taka zawieszka na drzwi .
 Cieszy mnie każdy dzień tej wiosny. Naprawdę. Jak słyszę narzekanie, że za zimno, za ciepło, za mokro, za sucho, to przypominam sobie początek marca i - 10 stopni. To był hardcore.

niedziela, 26 maja 2013

73

Dostałam dziś dwa bukieciki bratków z życzeniami od Córek. Wzruszyłam się. Jestem Matką Bardzo Niedoskonałą i jestem tego bardzo boleśnie świadoma.

wtorek, 7 maja 2013

71

Sporo się ostatnio działo. Z najważniejszych rzeczy, skończyłam kontrakt. Wczoraj oficjalnie zgłosiłam zakończenie prac montażowych.  26 km  lub 26.000 mb ogrodzenia nadal brzmi dla mnie lekko abstrakcyjnie. 7 miesięcy pracy w czasami ekstremalnych warunkach. Myślałam, że jak skończę, będę czuła ulgę, zamiast tego mam ostre napady paniki. Że nie odbiorą, że będą robili problemy, że nie dostanę następnego zlecenia, że  to, że tamto. Tak na spokojnie, to wiem, że
- coś takiego jak "odbiór bez uwag" w przyrodzie występuje niezmiernie rzadko,
- dałam z siebie 200 %, reszta jest zależna od innych, a na nich nie mam wpływu
- teraz mogę w końcu podgonić mój włoski - Roberto dyplomatycznie milczał na mój kompletny brak przygotowania do zajęć.
- spokojnie zająć się ogrodem, skrzynkami i innymi przyjemnymi rzeczami, na które ostatnio nie miałam kompletnie czasu ani siły.
- jak mawia stare teutońskie powiedzenie: kommt Zeit, kommt Rat
-  miałam okazję pracować z bardzo międzynarodowym towarzystwie: Włosi, Portugalczycy, Ukraincy, Rosjanie, Rumuni, Romowie. I jak zawsze, okazuje się, że są ludzie i ludziska.

****
Emi waży 20 kg i czasami uszy sterczą jej już jak należy. Siano w głowie ma nadal okropne. Ale już wyrosła z tego ciągłego gryzienia po rękach, teraz czasami przychodzi, żeby ją pogłaskać i podrapać za uchem. Jest coraz bardziej naszym psem.

****
A to powstało z butelki po Carlo Rossi - jestem bardzo wdzięczna osobie, która wypiła te 5 l wina.

Klosz tak nie do końca mnie przekonuje, ale w tej chwili innego nie mam na stanie.