wtorek, 7 maja 2013

71

Sporo się ostatnio działo. Z najważniejszych rzeczy, skończyłam kontrakt. Wczoraj oficjalnie zgłosiłam zakończenie prac montażowych.  26 km  lub 26.000 mb ogrodzenia nadal brzmi dla mnie lekko abstrakcyjnie. 7 miesięcy pracy w czasami ekstremalnych warunkach. Myślałam, że jak skończę, będę czuła ulgę, zamiast tego mam ostre napady paniki. Że nie odbiorą, że będą robili problemy, że nie dostanę następnego zlecenia, że  to, że tamto. Tak na spokojnie, to wiem, że
- coś takiego jak "odbiór bez uwag" w przyrodzie występuje niezmiernie rzadko,
- dałam z siebie 200 %, reszta jest zależna od innych, a na nich nie mam wpływu
- teraz mogę w końcu podgonić mój włoski - Roberto dyplomatycznie milczał na mój kompletny brak przygotowania do zajęć.
- spokojnie zająć się ogrodem, skrzynkami i innymi przyjemnymi rzeczami, na które ostatnio nie miałam kompletnie czasu ani siły.
- jak mawia stare teutońskie powiedzenie: kommt Zeit, kommt Rat
-  miałam okazję pracować z bardzo międzynarodowym towarzystwie: Włosi, Portugalczycy, Ukraincy, Rosjanie, Rumuni, Romowie. I jak zawsze, okazuje się, że są ludzie i ludziska.

****
Emi waży 20 kg i czasami uszy sterczą jej już jak należy. Siano w głowie ma nadal okropne. Ale już wyrosła z tego ciągłego gryzienia po rękach, teraz czasami przychodzi, żeby ją pogłaskać i podrapać za uchem. Jest coraz bardziej naszym psem.

****
A to powstało z butelki po Carlo Rossi - jestem bardzo wdzięczna osobie, która wypiła te 5 l wina.

Klosz tak nie do końca mnie przekonuje, ale w tej chwili innego nie mam na stanie.

Brak komentarzy: