Byliśmy dziś na wycieczce rowerowej. Z racji irlandzkiej pogody, ścigaliśmy się z chmurami i deszczem. I prawie się nam udało, zmokliśmi tylko co nieco, zahaczeni koniuszkiem zabłąkanej chmury, pędzącej do Poznania. Ponieważ jechaliśmy przez łąki i po polnych drogach, zaliczyłam trening cardio bez wizyty na siłowni. W pewnej chwili miałam wrażenie, że moje płuca zostały daleko w tyle. Dogoniły mnie dopiero na ścieżce rowerowej. Mała usnęła w siodełku z głową opartą o plecy Męża. Kapiel po powrocie była naprawdę bardzo, ale to bardzo przyjemnym doznaniem.
No ale już od czwartku ma nie padać, a w Splicie jest 34 stopnie i świeci słońce. I coraz częsciej śni mi się nasza chorwacka plaża. Piszę nasza, bo nie wyobrażam sobie wakacji w innym miejscu.
Ze zdjęć, trochę staroci. Boki są wykończone koronką z granatową wstążeczką i country crackl. od spodu przykleiłam środkową warstwę serwetki, co dało taki fajny efekt zaledwie cienia kwiatka.
Jakoś ostatnio nie mam pomysłu na następne prace. A jednocześnie zastanawiam się, jak ja wytrzymam dwa tygodnie urlopu bez moich skrzyneczek, internetu i maszyny do kawy.
2 komentarze:
Jedź koniecznie na wakacje, wrócisz z tysiącem nowych pomysłów:)))
Buziaki
M.
oooo juz się nie mogę doczekać! Korci mnie, żeby już zacząć się pakować, ale to jeszcze ponad 2 tygodnie.
Prześlij komentarz