Byliśmy, dobrze się bawiliśmy. Atrakcji było moc. Przeróżnych. Był kowal i kuł podkowy
było czesanie lnu i warsztat tkacki.
Wóz z sianem, po którym można było skakać. Wielki kocioł powideł. Można było samemu ukopać sobie ziemniaków. Jednak największą atrakcją dla dziewczyn okazał się labirynt wycięty w polu kukurydzy.
Na ziemniaki z ogniska już się nie załapaliśmy. Gzika nie wywołuje aż takiego entuzjazmu, żeby ustawiać się w okropnie długiej kolejce. Na stoisku garncarskim kupiłam piekna, glinianą makutrę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz